Wiosna. Słońce świeci. Pszczółki latają. Ptaszki śpiewają (i nie dają spać). Na BoomBasticku jest 9ty epizod, a ja czuję przebudzenie. Wychodzę z czterech ścian i szukam natchnienia w śmierdzącej okolicy. Nie ma to jak zapach osiedla, delty Odry i pobliskiej oczyszczalni ścieków. Budzą się marzenia, hmm… wróć - zachcianki. Coś mi zarżało. W końcu błękitna krew gotuje się w żyłach, a Pańskie nogi w strzemionach znaleźć się winny. Waćpan dziś zajęty? Jak zawsze. Czas się liczy, więc pełnymi garściami łapię wiatr nawet w koło mojej głowy i chwytam każdy oddech, spojrzenie, chwilę. Tak. Ona, ona, tamta, ona, nie ona… kto wie… gdyż nie ona… Jam jest… jam i moje ego. Alter ego? Nie wiem,… ważne że Ego. I Ego mówi mi, iż skończyć pora, gdyż szaleństwa nie mamy jeszcze tyle, by zalać was całkiem…
… read more…1 min min read - April 13, 2005
Miałem pisać o jednej rzeczy, chcę napisać teraz o drugiej, a w rezultacie wyjdzie coś chyba zupełnie innego. Tak czy inaczej relacja z mojego życia doczesnego, jak zwykle zajmie niewielką część tejże notatki. Bo cóż mam powiedzieć. Wstałem rano, pojechał do pracy, wróciłem z pracy, poszedłem do Siory (nie mylić z Sista KaDe), wróciłem i siedzę. Kupiłem bryczesy i nauczyłem się czegoś o rzeczach, których nazw już nie pamiętam: wędzidło, nachrapnik, puślisko, naczółek, nagłówek, łęk, czaprak i takie inne tam… Ale nie o tym chcę pisać i więcej o tym nie napiszę, w tej notce bynajmniej. Co mnie naszło. Pamiętam jak piękne miałem marzenia będąc małym dzieckiem. Takie proste i tak niby realne. Takie piękne, czyste i tak silne. Nic nie było przeliczane na możliwości, słabości… nie. Ja mogłem wszystko i niby dziś tak samo patrzę na świat - to moje wszystko jest czymś innym, bo ta nieskończoność ma już granice. Wiele marzeń się spełnia. Wiele jest tylko środkiem czy drogą do innych. Inne jeszcze są efektem naszego pędu w nieznanym kierunku. Lubię pęd, lubię niewiedzę. I choć nienawidzę gdy coś kieruje moim losem, czuję to. Bo wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Czasem patrzę na to jak Tantal, będąc tak blisko upragnionego (ba! coraz i coraz to bliżej, aż do granic wytrzymałości) i jednocześnie najdalej ze wszystkich. Po co to wszystko? Czego ma to mnie nauczyć? Walki z impulsami? Instynktami? Altruizmu? Nauczyło mnie poniechania wszystkiego w obronie swojej godności. Ale co poza tym? Gdzie jest sens? Nie wiem. Wiem, tyle, że nauczyłem się czerpać radość z tego co jest mi dane, choć wiem, że i tak nie potrafię wykorzystać tego w pełni. I to jak to zrobić poznam, gdy stracę to na dobre… Patrzę na problemy młodszych, czasem starszych znajomych i wydają mi się takie proste. Czasem irytują. Mówię: Ja to też przeszedłem, wiem jak to jest. A tak naprawdę nie wiem nic. I przejdę je po raz kolejny w niewiedzy. I znów niczego się nie nauczę. Bo idealny nie jestem. Ale jedno zbliża mnie do ideału. Idealne wciąż mam marzenia. I ich nigdy się nie wyrzeknę…
… read more…2 min min read - April 14, 2005
Jeśli ktoś powie Tobie, że studia zaoczne są łatwe - nie wierz. Nie dość, że musisz ciężko pracować na czesne, uczyć się samemu bo wykłady i ćwiczenia pozostawiają dużo do życzenia, masz co któryś weekend zmarnowany to jeszcze padasz na pysk… bo nie masz kiedy wypocząć. Co masz z tego? To, że nie boisz się o brak doświadczenia zawodowego i nie płaczesz, że nie masz na piwo… ale czy warto? Sam nie wiem i wiem tyle, że jakby co jest za późno, a ja wolę to, że stałem się od razu Yuppie, a nie byłem zwykłym Żakiem. Nie lubię być zależny, dobrze wiecie o tym… No i jestem niby niezależny, spełniam swoje fanaberie etc.. Ale nie powiem. Lubię się rozwijać, ale nauki stricte mam dość. Koniec przemyślenia Co poza tym. Mam już czapsy i kantar. Jestem powalony, dlaczego. Nie pytajcie, jestem :D No i jeszcze to, że planuję odwalić stronkę w pełnym 3d, tak że będziecie mogli poruszać się po pokoju. Ale trochę jeszcze to pomęczę… no i tyle. Idę spać bo padam i źle się c
… read more…1 min min read - April 16, 2005
I oto nadjechał. Powoli jego sylwetka wynurzyła się z cienia bramy. Proste plecy, czarna linia fraku i spojrzenie spod toczka tak pewne. Nawet ogier był wyjątkowo spokojny. Jakby był częścią jeźdźca. A ona? Stała bez ruchu. A może jej tam nie było? Jakie imie masz? Gdzie jesteś? Kim jesteś?Brak odpowiedzi. Wcale jej tam nie było. Ani nie było rumaka, fraku. Był on. Mógł sięgnąć. Mógł ruszyć i brać wszystko w okół. Co go mogło powstrzymać? Brał co chciał. Ale jej nie brał. Dlaczego? Bo nie było jej. Jak mógł brać czegoś, kogoś, kogo nie ma. Nie istnieje, a może po prostu nie dane jest mu wiedzieć kim / czym / jakim bytem jest owa Ona. Uśmiechnął się sam do siebie. Przetarł oczy. Powoli podniósł głowę. Nie… jeszcze chwilę pośpi.
… read more…1 min min read - April 17, 2005
cruel a, 1 okrutny 2 srogi 3 bezlitosny Czasem ponoszą nerwy. Ale nie uważam, aby mnie poniosły. Czasem bywam bezlitosny, ostry, chamski i stanowczy. Uważam, że dzisiaj nie byłem. Czasem depczę po innych i pastwię się - dziś tego nie robiłem. Ja dzisiaj tylko postawiłem na swoim, bo miałem rację. W wielu sprawach. Ale tak jakoś milej i pewniej. Bo skoro uważam, że rację mam i co najważniejsze potrafię to umotywować, to gdzie tu miejsce na zejście z tonu. Ton używany z rozsądkiem jest potrzebny. A miękkość wymaga twardego siedzenia… ja już nie nadstawiam, więc kopniaków nie oczekuję. A wszystko znów się rozchodzi o szacunek. Szanujesz siebie, szanujesz innych, wymagasz szacunku i szacunek otrzymujesz. Nie ma miejsca na brak szacunku w życiu prywatnym, szkole, pracy, czy na szarym przystanku. Brak szacunku oznacza anihilację. Krótka piłka, rachunek zysków i strat i tyle. Nie po to zdobyłem tego Technika Ekonomistę by nie umieć liczyć, na siebie zwłaszcza. Przyjaciele to też sprawa szacunku. Szanuję ich, dlatego nie wymagam by byli idealni. Są ludźmi. Oni też nie powinni oczekiwać zbyt wiele i raczej tego nie robią. Oczekiwania stawiam sobie. A raczej swojej ambicji i wzjamnie. Fajna ta ambicja… podoba mi się… może zabrać ją gdzieś wieczorem?
… read more…1 min min read - April 20, 2005
Wiosną czas leci szybciej. Godziny mijają w oka mgnieniu, dni zlatują niezauważone. Informacje rozmywają się na wietrze, a wspomnienia wydają się wyjątkowo świeże. Idziesz jak niby nic, choć tak naprawdę siedzisz przy swoim biurku - idziesz przez park i spoglądasz na kwitnącą wiśnię. W Parku Kasprowicza stoi jedna. Pachnie cudownie. Chciałbym zerwać gałązkę białych, niewinnych kwiatów o woni tak słodkiej jak te jedyne wymarzone usta… ale po co… i tak nie sięgnę by darować. Czujesz powiew bryzy znad Dąbskiego, a kamera przechodzi poniżej linii mostka ujmując cały majestat Twojej osoby zaginionej w ezoterycznym samobycie. Ktoś przejechał na rowerze, ktoś przeszedł, pies odlał się w okolicy. Nic jednak nie zwraca Twojej uwagi. Odpływasz, wznosząc ramiona unosisz się na wietrze, a kamera wraz z Tobą, jednak wolniej, spiralnie obchodząc Twoją postać. Matrix… Supermen… nie, to Mięta, Wiosna, Chemia, Endorfina czy inny czort go wie. Jesteś? Byłaś? Boisz się. Czego? Skutków? Siebie? Tego co się stać może, a nie powinno. Ja też się boję. Tego co się stać nie może, a mogło by. Boję się tracić szanse i przepuszczać je przez ręce, których nie mogę zawrzeć w pięści… Chwyć moją rękę. Jak spadniemy to oboje… Mnie i tak ciągnie ku górze.
… read more…1 min min read - April 21, 2005