Natłok różnorakich myśli - born in the 80ties
Posted by
Łukasz Marek SielskiRelated reading
Baterii zostało może z 10%. Biegnę przez Złote Tarasy, zaglądam do każdej kolejnej kawiarenki. Nigdzie nie ma gniazdek. Jak to możliwe w stolicy? Jak to możliwe kilkadziesiąt metrów od Warszawy Centralnej? A może ja nie wiem, nie rozumiem, jak poruszać się w takim mieście? A może mój laptop jest passe. Ale przecież dwie godziny potrafi czasem wytrzymać…
W końcu widzę znajomą nazwę. WAYNE’S COFFEE… ktoś ostatnio w biurze się śmiał, że powinni nam tutaj dawać zniżki (w końcu robimy w WAYN.com). Wbiegam… spoglądam pod nogi… znajomy świński nosek uśmiecha się do mnie za ściany. Jak ja Cię kocham moja świnko 230V. Jestem uratowany… mogę czytać, mogę pisać… przeżyję… teraz tylko kawa…
Nie będę opisywał przebiegu swojej obecności w stolicy. To nie jest raczej ani czas, ani miejsce, ani ciekawy temat na bloga. Jednak powyciągam trochę wniosków z obserwacji, nie tylko dzisiejszych. Dziś po prostu czuję nastrój by zrobić małe podsumowanie. Zanim zapomnę… pewnie niedługo… zawsze szybko zapominam.
Cieszę się, że urodziłem się w latach 80tych. I to nie tylko ze względu na Sabrinę, Duran Duran i kosmiczne fryzury wyglądające niczym wata cukrowa. Nie dlatego też, że połowa młodszej Polski nieświadomie odnosi się do tych lat nucąc pod nosem “będę brał Cię”… Nie, nie, Sokół jest z 77tego. Raczej chodzi mi o Kranka Kimono (alter ego Piotra Fronczewskiego - jak ktoś nie pamięta).
Cieszę się, że pochodzę z tego ostatniego ludowego miotu, gdyż wydaje mi się, iż żyję niejako w matrixie. Nie chodzi mi bynajmniej o matrix, polegający na tym, iż mówiono, że jest dobrze, gdy było źle (pod tym względem chyba jest gorzej). Raczej chodzi mi o matrix wartości, zwłaszcza rodzinnych. Odpowiedzcie sobie na proste pytanie. Ilu znacie ludzi urodzonych w PRLu, którzy pochodzą z rozbitych rodzin? A teraz ilu znacie urodzonych po 1989, których spotkało to - co by nie było - nieszczęście? Różnica wydaje się być drastyczna. Nawet patrząc na liczby (na szybko nie znalazłem wiarygodnych danych sprzed 2000, ale odniosę się do następujących: forum życia rodzinnego), widać, że jest z tym coraz gorzej.
Pominę fakt, że osobom w moim wieku (referuję do wielu moich znajomych) ciężko jest zrozumieć problemy naszych młodszych kolegów, koleżanek. Bardziej zastanawiajace jest to, jakie konsekwencje może mieć to ogólnie w naszym życiu. Zakładając, iż w wieku dorosłym różnica wiekowa poniżej dekady jest jak najbardziej natrulaną w związkach, a jednocześnie pojawia się tak znaczna przepaść wzorców, może powstać ogromny problem. Osoby urodzone w latach 90tych wydają się mniej wierzyć w wartości rodzinne (odniosę się do pracy - nie pamiętam czy Wprost czy Newsweek - podał niegdyś, że o dziwo tyczy to też roczników z lat 70ych). Za to moi rówieśnicy są tymi wartościami często przeładowani - przez co często też mamy problemy z otwartością i wyrozumiałością w związkach). Moją obserwację może potwierdzić kolejny symptom - powoli skłaniam się do zrobienia badań ilośćiowych - który wyraża enneagram. Sam reprezentuję typ 7, który jest bardzo powszechny wśród moich rówieśników (po krótce aktywny, kreatywny, optymistyczny, ekstrawertyczny). Wśród rówieśników widzę za to znaczną ilość 4ek (introwertycy, wrażliwi emocjonoalnie, obsesyjnie traktujący swój wizerunek zewnętrzny).
Z trudem powstrzyjuję się od wniosków. Postaram się zebrać jakieś wymierne dane. Ciekawe gdzie doprowadzi mnie ten trop.